Podsumowanie rejsu Pogorią po Morzu Śródziemnym

Piątek- Poniedziałek

Wspólna jazda autokarem była miła, choć w tej ciasnej przestrzeni dosyć trudno się spało więc trochę niewyspani dotarliśmy do portu Loano.  Jeszcze tylko trzeba rozpakować autokar z zapasów jedzenia i naszego sprzętu i ruszamy.  Albo jednak nie  najpierw szkolenie – nazwy żagli, nazwy lin, stawianie żagli, węzły, alarmy, chodzenie po rejach itp. – w końcu bezpieczeństwo ponad wszystko.

W kolejnym dniu teścik ze szkolenia - od teraz już na poważnie brasujemy, wybieramy, luzujemy, klaruejmy. No i wypłynęliśmy. Niestety aura nie sprzyjała – zimno, mocno wieje i pada. A jak wieje to buja, a jak buja to rozpoczęliśmy Festiwal Pawia (chętnych do udziału nie brakowało, na szczęście wpłynęliśmy do spokojnej zatoki) i dużo zdrowsi pontonem udaliśmy się do miasteczka Porto Venero.

Obydwie nasze wachty II i III miały już kambuz (czyli prace w kuchni i sprzątanie statku). Daliśmy radę bo nasz kucharz i kontroler porządków wypuścił nas na ląd. Na suchym i słonecznym lądzie poczuliśmy się znacznie lepiej i po spacerach i zakupach z włoskimi słodyczami udaliśmy się w dalszą drogę.

Wtorek- Środa

Kolejna część rejsu prowadziła nas na Elbę - lepsza aura pozwoliła nam również nabrać większego doświadczenia w pracach żeglarskich. Trenowaliśmy manewr człowiek za burtą czy pożar na statku. Postawiliśmy nawet grota (nasz największy żagiel) co wymagało obecności 20 osób.

Nasze życie jest regulowane wachtami - albo nawigacyjna - 4h sterujemy, obserwujemy i prowadzimy zapis podróży na mapie, albo bosmańska - spełniamy, życzenia bosmana, szorujemy pokład, polerujemy mosiądze itp. albo kambuzowa - obieramy ziemniaki, myjemy gary i talerze (czasami więcej niż raz), robimy kotlety (nawet jeśli jesteśmy wegetarianami), odkurzamy, szorujemy toalety itp. Zawsze jesteśmy gotowi na alarm do żagli. Czasem mamy też wolne wtedy gramy w gry albo śpimy. Jesteśmy coraz lepsi w naszych pracach - kapitan docenił nasze postępy i wpłynął z nami do portu na Elbie. Jest piękna pogoda, piękny port, pyszne włoskie lody i kawa. Czego chcieć więcej?

Czwartek - Sobota

Elbę zostawiliśmy za sobą i płyniemy w kierunki Genui. Rytm podróży znowu nadają wachty i wybijane szklanki. Prace te same co zawsze tylko jakoś smutno, że to powoli koniec - akuratnie doszliśmy do wprawy - hasło lewy hals szota luzuj czy wybierz gordingi marsla dolnego, przestały być dla nas tajnym szyfrem. Może chociaż spotkanie z Krzysztofem Kolumbem nas pokrzepi.

W sobotę rano mamy czas na wycieczkę do miasta - ale najpierw pakowanie i super klar na pokładzie. Pogoria ma przyjąć nowych gości więc musimy zostawić ją tak ładną i czystą jaką ją zastaliśmy. Udały się i porządki i wycieczka - znowu jest okazja żeby zjeść lody, wypić kawę czy zjeść pizze a to wszystko w przepięknym mieście. To nas pociesza bo czeka nas długa droga powrotna autokarem. Późnym popołudniem, po apelu i rozdaniu opinii z rejsu (byliśmy fantastyczni) wsiadamy do autokaru, żeby zajechać do domu na niedzielny obiad i rozpocząć ferie 🙂

To było fantastyczne doświadczenie. Wiemy, że nie każdy z nas chce być żeglarzem ale większość z nas ma ochotę tę przygodę powtórzyć.